Teslar Forum

Wszystko o fantastyce i RPG

Forum Teslar Forum Strona Główna -> Proza -> Pociski
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
Pociski
PostWysłany: 31.12.2007 o 21:48
Testudos
Korwin-Mikke, o-o!

 
Dołączył: 10 Wrz 2007
Posty: 498
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Głogów





Było ich trzech. Trzech braci. Należeli do rasy Ganimów, ludzi żyjących na zlodowaciałej wyspie, na południu. Nazywali się Skała, Ogień i Wiatr. Wyglądali identycznie, kubek w kubek. Wysocy, dobrze zbudowani, o mięśniach wojownika. Twarze jak wykute z kamienia, lodowate spojrzenie, gęste brody i sękate dłonie. Różnił ich tylko kolor włosów.
Skała miał je czarne, Ogień rude, a Wiatr barwy lnu. U każdego były długie, związane w kucyk. Wprowadzili się do wsi kilka miesięcy temu. Mieszkańcy na początku patrzyli na nich ze strachem wymieszanym z pogardą, ale wkrótce ich zaakceptowali.
Ogień był kowalem. Znał się na swoim fachu, oj znał. Miał kuźnię na wzgórzu rzut kamieniem od wioski. Obok warsztatu przepływał strumyczek.
Wiatr uprawiał żyto. Złote łany ciągnęły się jak okiem sięgnął. Był jednym z nielicznych rolników, pozostali chłopi zajmowali się hodowlą owiec.
Skała miał spory teren, na którym rosły buraki i brukiew. Bardzo dobre, swoją drogą...

Mimo ponurego wyglądu Ganimowie okazali się być osobami bardzo towarzyskimi,. Śmiali się, plotkowali, tańczyli, śpiewali razem ze wszystkimi. Cóż. Po kilkunastu dniach pobytu ta wioska była już ich domem.
Czy na długo?


Ogień targał wraz z braćmi ściętą sosnę do wioski. W lasach wyroiły się wilki i chłopi postanowili jakoś się przed nimi zabezpieczyć. Gdy znaleźli się już blisko osady, położyli ją przy sporym stosie drzewek. Za trójką Ganimów nadchodzili już kolejni mężczyźni.
- Jak się pospieszymy, to uwiniemy się do wieczora - zauważył Skała.
Pozostali przytaknęli i towarzysze ruszyli w kierunku sosnowego lasku znajdującego się pół mili od osady. Gdy tam dotarli, Wiatr złapał leżącą w trawie siekierę i zabrał się za zrąbywanie drzewa. Po jakimś czasie pień z hukiem opadł na ziemię. Ogień i Skała natychmiast, z mniejszymi toporkami w rękach, zaczęli ociosywać roślinę z gałęzi. Cała trójka działała wspólnie, niczym jeden organizm. Nie minęło piętnaście minut, a bracia już wrzucili kłodę na ramiona i skierowali się do osady.

Prace trwały aż do nocy i chłopom udało się zgromadzić dość materiału na otoczenie palisadą wioski. Zmęczona ludność udała się do domów, odpocząć przed jutrzejszymi zadaniami.
Ogień wszedł do kuźni, którą wzniósł zaraz po przybyciu do osady. Kowal przeciągnął się i rozejrzał po warsztacie. Cóż. Pracownia jak setki innych. Żelazne pręty i sztaby rzucone pod ścianą, olbrzymie palenisko, sterty węgla, kowadło. Pod nogami walały się narzędzia i gwoździe. Kilka podków zwisało ze ściany. Miały przynosić szczęście. Trzy szpadle do naprawy opierały się o piec.
Ogień ziewnął i wszedł do sąsiadującej z warsztatem izby. Nie była duża. Wystarczyło, że mieściło się w niej łóżko, a kowal był już zadowolony. Zdjął buty, cisnął je w kąt pomieszczenia. Koszula pomknęła za nimi. Ganim padł na siennik, wtulił się w zalegające tam futra i zasnął.

Kowal został obudzony przez kogoś tłukącego w drzwi. Zwlókł się więc z łóżka i udał przywitać gościa. Otworzył wierzeje.
- Macie osełkę?!
W drzwiach stał Theb. Skurczony, pokraczny, ale poczciwy staruszek. Był miejscowym szewcem.
- A mam, mam...
Ogień przerzucił kilka tuzinów rzeczy i wręczył starcowi osełkę wielkości pięści.
- Dziękuję, dziękuję...
Szewc oddalił się, kuśtykając.
Ganim przeciągnął się i wyszedł na zewnątrz. Bosymi stopami stąpał po pokrytej rosą trawie. Ukucnął przy strumyczku, zanurzył w nim dłonie i ochlapał sobie wodą twarz. Powróciwszy do kuźni, ubrał się i rzucił okiem na warsztat. Roboty wiele nie było. Ale najpierw czas na śniadanie.
Po niecałej minucie był już przy domu Skały. Czarnowłosy Ganim pracował w ogrodzie. Gdy tylko zobaczył brata, oderwał się od wykonywanego zajęcia, pomachał mu na powitanie i zaprosił gestem do domu.
Tam czekał posiłek. Dokładnie jego część. Pozostałości jajecznicy, kilka kromek chleba, ze dwa plastry szynki i gotowane buraki.
- Skromnie dzisiaj - zauważył Ogień, siadając na krześle.
- Byłem głodny po wczorajszej robocie. - Skała mrugnął szelmowsko i udał się do ogrodu.
W tym momencie do budynku wszedł Wiatr, opierając kosę o ramię.
- Ogniu, pomożesz mi w żniwach. Będziemy dzisiaj stawiać palisadę, potrzebuję rąk do pracy.
- Tak, tak. - Skinął głową rudzielec. - Ale siano i połowa ćwierci ziarna moje.
Rolnik uniósł ręce do góry, jak gdyby wołając o pomstę do nieba, ale na jego twarzy malował się uśmiech.
- Jak chcesz, ty skąpcze...
Gdy kowal zjadł posiłek, wstał i ruszył za Wiatrem. Otrzymał od niego drugą kosę i zabrali się za żniwa. Wybrali odpowiednią porę, gdyż słońce nie smaliło jeszcze w karki.
- Koniec tego dobrego - zawołał Skała, zbliżając się do pracujących po kilku godzinach. - Idziemy stawiać palisadę.
Ogień i Wiatr odłożyli kosy i udali się za czarnowłosym.
Prace zaczynały się od strony lasu. Pięćdziesięciu mężczyzn, uzbrojonych w szpadle i łopaty kopało głęboki rów. Tam właśnie powstanie palisada. Kowal chwycił narzędzie w dłonie i zabrał się do wykonywania zadania. Żelazo wgryzało się w ziemię, która zaraz po tym wyfruwała w powietrze i rozbijała się o grunt za ludźmi. Wbić, wyrwać. Wbić, wyrwać. Wbić, wyrwać.
Praca była straszliwie monotonna i męcząca. Ogień zdjął koszulę i owinął się nią w talii. Roboty posuwały się bardzo powoli. Ale rów powstawał. Mieli już może przygotowany teren pod sto pięćdziesiąt stóp umocnień.
Potem walczący z ziemią podzielili się na dwie grupy: połowa kopała, a reszta umieszczała pniaki w ziemi.
Bracia, z racji swojej siły, zostali przydzieleni do drugiego zespołu.
- Raz! Dwa! Trzy! - zawołał Wiatr.
Wzniesiona w powietrze ścięta sosna opadła do rowu. Natychmiast podsypano ją wokół ziemią, tworząc wał. Bracia podnieśli kolejne drzewko.
- Raz! Dwa! Trzy! - krzyknął Skała.
Belka spadła do rowu. Znów podsypano ją z dwóch stron ziemią.
Wiele godzin trwało ustawianie kłód. Palisada miała może dwieście stóp długości i jakieś cztery jardy wysokości, choć nie wszędzie. Ostrokół nie był równy, oj nie był. Wyglądał niczym zęby długo używanej piły. Jednak liczyła się jego wytrzymałość, a wzniesione umocnienia nie należały do kruchych.
- Orszak jedzie! Orszak! - zakrzyknął któryś z pasterzy.
Rzeczywiście. Jechał.
Orszak składający się z dziesięciu zbrojnych na koniach i trzydziestu piechurów. Pomiędzy nimi znajdowała się zdobiona kareta.
Ogień wzdrygnął się. Rzekł do braci:
- Chodźmy do kuźni.
Pewnie przeczuwali to samo. Udali się za nim bez słowa. Gdy już tam byli, Wiatr spytał:
- On?
- On.
- On.
Ogień spojrzał po twarzach braci.
- W imię Odyna... - szepnął Wiatr.
- W imię Thora - dodał Ogień.
- Ku chwale Tyra - pokiwał głową Skała.
Zapadła cisza.
- Dowiedzmy się za ile tu przybędą - orzekł rolnik.
Bracia złapali się za ręce i wznieśli wzrok w górę. Dosłownie sekundę później popatrzyli po sobie i nie mówiąc nic rozeszli się.
Ogień odsunął łóżko w swojej izbie i ciosem kowalskiego młota skruszył tam podłogę. Warstwa gliny miała może dwa centymetry, a pod nią znajdowała się głęboka na pół metra wnęka. Rzemieślnik wydobył z niej sporej wielkości skrzynię i... Przygotował się.

Orszak wjechał do wioski dobre półtora godziny po tym, jak zauważyli go wieśniacy. Jeden z konnych wyjechał przed szereg, odchrząknął i zamierzał coś powiedzieć, ale...
Szczęknęła cięciwa, bełt przeciął powietrze i przebił pierś jeźdźca. Trup zawisł bezwładnie w siodle. Kolejne dwa pociski pomknęły i zniknęły gdzieś w tłumie, co zaowocowało charkotem i upadkiem dwóch osób na ziemię.
- Kto to?! - krzyknął któryś z jeźdźców, a chwilę później bełt przebił jego szyszak, czaszkę i zagłębił się w gąbczastej masie mózgu.
Wieśniacy zaczęli uciekać, a napastnicy nie pozwolili długo czekać swoim przeciwnikom. Wyszli im naprzeciw.
Ogień w ręku ściskał młot. Wiatr o ramię opierał włócznię. Skała trzymał szeroki miecz o krótkim ostrzu. Chroniły ich kolczugi oraz hełmy. Każdy trzymał załadowaną kuszę.
Bracia unieśli broń jakby od niechcenia i wystrzelili, zwalając kolejnych. Obrońcy karety natarli.
Ganimowie zderzyli się z nimi.
To było przerażające i zarazem niesamowite. Trójka mężczyzn z łatwością przebijała się przez całą hordę zbrojnych.
Wiatr stał w miejscu niby skała i tylko wyprowadzał pchnięcia. Nikt nie mógł do niego podejść, bo padał z przekłutym jakimś życiowym organem. Żadna kolczuga nie pomogła przeciwko tym śmiertelnym atakom.
Skała jakoś upodobał sobie kończyny. Wprawnymi cięciami pozbawiał ludzi nóg lub rąk na wysokości kolan i łokci, gdzie ostrze przechodziło gładko pomiędzy kośćmi. Szlak jego wędrówki znaczyły odrąbane strzępy ciał i wojownicy szamoczący się w agonii.
Ogień z brutalną siłą roztrzaskiwał wrogie czaszki. Spod hełmów bryzgały mózgi i krew. Po chwili walki kowal był zroszony posoką przeciwników.
To było niewiarygodne. W kilka minut trzech mężczyzn zabiło trzydziestu piechurów i nie zostało przy tym rannymi.
Bracia skierowali się do wozu. Wiatr otworzył tylko drzwiczki o pchnął włócznią. Rozległ się zduszony charkot i z pojazdu wypadły zwłoki pulchnego mężczyzny aż skrzącego się od złota i klejnotów. W jego szyi widniała spora dziura.

- Ale... Dlaczego...? - spytał Theb, wychodząc jako pierwszy z ukrycia.
- Jesteśmy Pociskami - oznajmił Ogień, podnosząc i ładując kuszę. - Wiesz, czym szczycą się Pociski?
- Nie... - powiedział stary szewc, zalękniony.
- Nikt nie wie jak wyglądamy - rzekł.
Kowal wzniósł kuszę, wycelował prosto w tors staruszka i dodał z przepraszającym wyrazem twarzy:
- Wybacz, taka praca...
Ogień wystrzelił...



Pociski. Najlepsi mordercy. Kapłani-wróżbici. Nikt nie wie jak wyglądają. Z zleceniodawcami rozmawiają poprzez posłańców. Oczywiście, posłańcy później giną.
Pociski. Używają swojego daru przewidywania przyszłości i poznają miejsce, którędy będzie przejeżdżał cel za kilka miesięcy. Wybierają jakąś małą wieś. Tam czekają. Wtapiają się w otoczenie. Ofiara nie pozna w nich zabójców, wyglądają jak zwykli wieśniacy.
Gdy wykonają zadanie... Nikt z wioski nie uchodzi z życiem. Zostaje spalona do samej ziemi.
Skąd to wiem?
Ja przeżyłem. Byłem akurat w mieście. Zabawiłem tam za długo. Dzięki temu przeżyłem. Myślicie, że to dobrze? Oj nie... Ścigają mnie. Zginę z ich rąk, to pewne. Dlatego mówię to wszystkim. Żeby się szubrawcy doigrali.
Zobacz profil autora
Pociski
Forum Teslar Forum Strona Główna -> Proza
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin